poniedziałek, 23 listopada 2020

7 lat...

22 listopad…

7 lat….

Ciężki dziś dzień za mną. Od kilku dni miałam okropną chandrę ale dziś to już było apogeum. Wiedziałam że muszę coś zrobić bo inaczej dostanę do głowy. Weszłam na bloga w datę 22 listopad 2013 i… po prostu pękłam. Wyłam jak bóbr. Potem czytałam swoje posty przed tą datą i po tej dacie. Czytałam swoje posty i wasze komentarze. Muszę to napisać, choć możecie mi nie uwierzyć, ale w tamtym czasie to wasze wsparcie bardzo dużo dla mnie znaczyło. Dodawało mi sił do walki. Sama nie wiem jak ja to wszystko przeżyłam. Żyję, jestem tu i jakoś funkcjonuję. Człowiek jest jednak w stanie przeżyć wszystko. Nie ma dnia abym nie myślała o Filipku ale już potrafię uśmiechać się na te wspomnienia. Wiadomo, że nie zawsze ale uwierzcie mi, to jest i tak dla mnie milowy krok do przodu.

Dziś też te wasze komentarze mi pomogły. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo jestem wam wdzięczna, że w tym trudnym dla mnie/nas czasie byliście z nami.

Wierzę, że jeszcze od czasu ktoś tu zagląda by wspomnieć mojego niebieskookiego tygryska.

To nie tak miało być, nie tak…

sobota, 15 lutego 2020

rysunki Filipka

Witam po długiej nieobecności.
Jestem, żyję i mam się… jakoś. Inaczej nie potrafię tego ująć. Nie mogę napisać że jest źle czy dobrze.
Pracuję, zajmuję się domem. Ciężko napisać mi, że dziećmi bo one są w takim wieku, że w zasadzie zajmują się sobą same. No, jeszcze Adam wymaga uwagi i przypilnowania. Młody w tym roku kończy 11 lat a Emilia 17. Jak ten czas leci.
Filipek miałby lat 12…
Wiecie co, nie ma dnia abym o nim nie myślała. To wcale nie jest tak, że upływający czas ukoił mój ból. On cały czas jest. Czasami tylko udaje mi się go zepchnąć na same dno mojej zranionej duszy ale wystarczy tylko moment, jakaś chwila w której wszystko niczym lawa z wulkanu wypływa na zewnątrz. Jakieś dziecko jest podobnej postury, ma podobne rysy twarzy, jakaś sytuacja cos mi przypomni… to może być dosłownie wszystko.
Funkcjonuje normalnie, staram się nad sobą nie użalać ale niestety nadal są dni, że jest mi cholernie ciężko. I tak już na pewno zostanie.
Jest jednak rzecz które mnie skłoniła do napisania dzisiejszego wpisu. Chyba nigdy wam nie pokazywałam rysunków Filipka. Fifi uwielbiał rysować ale robił to w inny sposób niż zazwyczaj rysują dzieci. Te jego prace były takie (przynajmniej w moim mniemaniu) dziwne…
Jestem teraz w pracy i akurat na telefonie mam tylko te fotki.
Dodam, że nigdy sama nie uczyłam Filipka literek czy cyferek. Kiedyś mu tylko pokazałam jak pisze się jego imię. Był jednak bardzo spostrzegawczy.
Jak już podpisał swój rysunek to już nic do niego nie domalowywał. Taki był.
Wiecie co, cholernie za nim tęsknię. I często się zastanawiam jak by dziś wyglądał, jak by się uczył…