Ciężki czas za mną.
22 maja minęło pół roku jak odszedł mój Aniołek. Pół roku a jakby wczoraj. Nie sposób opisać tęsknoty, żalu, wyrzutów sumienia, bólu... Nie ma chwili abym nie myślała o moim królewiczu. Żyję z dnia na dzień, jak robot. Robię to co muszę i nie wychylam się na boki. Zdarzają się troszkę lepsze dni ale generalnie jest ciężko, cholernie ciężko. Powrót do pracy nic mi nie pomógł. Jeszcze najlepiej czuję się w domu z dziećmi. Przy Adasiu ciężko się nudzić ;-) Najgorsze oczywiście są wieczory.
Na święta postawiliśmy Filipkowi pomnik i również ciężko to zniosłam. Zamiast kupowania zabawek, ja stawiam dziecku pomnik i kupuję znicze. Dlaczego?!!!!!
Tak bardzo mi go brakuje. Tak bardzo tęsknię za jego śmiechem ale i marudzeniem, za jego ciepłem, kłótniami z Adasiem i Emilką, za jego przekomarzaniem się ze mną, ciepłem dotyku.
Wracając do 22 maja...
Tego dnia rano ubierając Adasia do przedszkola zorientowałam się, że nie mam dla niego czystych spodni dresowych. Otworzyłam szafkę Filipka, wyjęłam jego ulubione dresiaki, koszulkę i ubrałam w to Adasia. Wyszliśmy. Zawsze jak idziemy to trzyma mnie za rękę. Tego dnia wyjął mi z dłoni swoją rączkę i szedł szybkim krokiem przede mną, szedł jak... Filip.
Tego samego dnia po południu z jakiejś fundacji zadzwonił Pan i zaczął rozmowę od pytania czy jestem opiekunem Filipka bo chcą go objąć jakimś programem dofinansowania do leczenia i rehabilitacji... Uff... ciężkie to było.
A na zakończenie dnia poszłam do kina na film pt. "Niebo istnieje naprawdę" Wyszłam uryczana.
Jakże byłoby mi łatwiej jakbym miała 100% pewność, że coś tam jest po drugiej stronie, że moje dziecko jest szczęśliwe i czeka na mnie. Bo ze mnie troszkę taki "niewierny Tomasz". Niby wierzę, bo tak poprawdzie jedynie ta wiara trzyma mnie w jako takim pionie ale...
Najbardziej ciężko mi gdy próbuję myśleć o nim w czasie teraźniejszym, nie potrafię go namacać, poczuć, myśleć że gdzieś tam jest i patrzy na mnie, opiekuje się nami.
Nigdy nie sądziłam, że życie aż tak mnie doświadczy. Dla mnie nie ma gorszej rzeczy niż śmierć własnego dziecka.
Maj jest w ogóle dla mnie ciężkim miesiącem.
22 maja pół roku ale również 5-te urodziny Adasia. 24 maja, 3 lata temu zaczęło się nasze piekło. 26 maja Dzień Matki, dla mnie ciężki do przeżycia. 26 maja 3 lata temu, Filipek leżał na stole operacyjnym. Za chwilę Dzień Dziecka...
No i jedna z najważniejszych informacji, 2 maja byłam pożegnać Natalkę. Długo walczyła, była dzielna. Agnieszka próbowała wszystkiego by ją uratować i był moment że wszystko szło w dobrym kierunku. Robili rezonans który wyszedł o niebo lepiej niż ten w Czechach. Mieli robić kolejny i ponownie uderzyć na Czechy ale niestety, dziad okazał się silniejszy. Następny Aniołek w Niebie.
Tak bym chciała aby to wszystko było tylko złym snem. Chciałabym obudzić się rano i móc przytulić mojego kochanego synka.