wtorek, 27 listopada 2012

obrazowanie

Nowa strona 1

Dziś rano stawiliśmy się w szpitalu na planowaną chemię. Po obchodzie zapadła decyzja, że chemii nie będzie a jutro mamy o 7:40 rezonans. Wzięli nas przez zaskoczenie. Z nerwów momentalnie rozbolał mnie żołądek. W domu Filipek parę razy znowu skarżył się na ból nóżek, czasem rączek. Generalnie prawie zawsze zgłasza to w sytuacjach dla niego niewygodnych, np gdy coś od niego wymagam by zrobił. On jest sprytny i naprawdę nie mam pewności czy nie ściemnia. W szpitalu płakał, że go bolą nogi w momencie jak mu zakładali igłę do porta. Jestem głupia z tego wszystkiego. Ordynatorka podjęła decyzje o obrazowaniu aby wykluczyć progresje choroby, zaznaczyła w rozmowie ze mną, że wcale nie podejrzewa iż tak jest. No ale nerwówka jest okropna.

Filipek dziś rano zaskoczył mnie swoją mądrością. Ja zawsze pakuję się do szpitala jak dzieci juz śpią i Filipek dowiaduje się, że jedzie na oddział dopiero rano. Jak zada pytanie to nie okłamuję go ale tez wcześniej go nie stresuję. Nie mają sensu wcześniejsze przygotowywania go. Przerabialiśmy to. Rano zawsze jest płacz ale po chwili daje sobie wszystko przetłumaczyć i potem jest już dobrze.

Dziś zjadł śniadanie, ubrał się i zauważył spakowaną torbę. Zapytał się czy jedzie na igłę, co u niego znaczy szpital. Powiedziałam, że owszem. Popatrzał na mnie, wstał, wziął swój mały plecaczek i zapytał się czy może spakować swoje autka. Zero płaczu, tłumaczenia. Szok. Wydał mi się w tym momencie taki "dorosły".

No nic, na jutro kciuki mile widziane.

środa, 14 listopada 2012

powrót do szpitala

Nowa strona 1

Niestety w czwartek wylądowaliśmy jednak w szpitalu. Na miejscu okazało się, że Filipek jest już nawet troszkę odwodniony. Na oddziale wymioty nie pojawiły się już ale za to od soboty do niedzieli męczyła go biegunka. Do tego w badaniach przy przyjęciu wyszło, że mamy tylko 1,5 tyś. leukocytów które za żadne skarby nie chcą nam wzrosnąć. Myślałam, że w poniedziałek puszczą nas do domu ale nie było tak dobrze. We wtorek okazało się, że mamy tylko 6 tyś. płytek, czyli musieliśmy się "toczyć" i te nieszczęsne leukocyty nadal stały w miejscu. Dziś nas nie pobierali i tak po ciuchu się łudzę, iż jutro uda nam się w końcu wyjść do domu.

Filipek dziś przeżył traumę, bo miał ściągane szewki. Boże jak on płakał. Dwóch lekarzy go trzymało, pielęgniarka i ja. Co te dziecko musi przechodzić...

czwartek, 8 listopada 2012

za Alusia [*]

Serce pęka...

w domku...

Jesteśmy od wczoraj w domu. W zeszły wtorek tak jak piałam, Filipek miał zabieg. Można powiedzieć, że nam się udało bo za jednym zamachem Fifi miał usuwany i zaimplanotwany nowy port. Od środy ruszyła chemia. Wyszlibyśmy w poniedziałek ze szpitala ale tradycyjnie poleciała nam w dół hemoglobina i musieliśmy się toczyć. Do domu poszliśmy z rewelacyjnymi wynikami. Leukocyty ponad 4 tyś, płytki ponad 200 tyś. Wszystko byłoby pięknie bo w szpitalu nie mieliśmy żadnych biegunek, wymiotów gdyby nie to, że wczoraj w nocy Filipek mi zwymiotował a dziś była powtórka. W ogóle Filip zaczął się ostatnio skarżyć na to, że go bolą nóżki (dokładnie wierzchnia część stóp). Sama nie wiem co mam o tym sądzić bo najczęściej miało to miejsce jak syn był podpięty do kroplówki i mówił, że go bolą nogi i ma dość wszystkiego. Z tą mową nadal mamy troszkę problemów, więc nie mam pewności czy nie wymyśla. Lekarze twierdzą, że może być to polekowe ale na nich też trzeba brać poprawkę. Dziś przez pół dnia Filipek był taki apatyczny, skarżył się na te nóżki ale też i na rączki, do tego te wymioty. Nic, jutro zadzwonię na oddział, zobaczę co mi powiedzą. Wymioty to pewnie jeszcze efekt chemii, mam taką nadzieję.