piątek, 20 grudnia 2013

Filipek

Ból którego nie sposób opisać....

Nowa strona 1

Jestem po dłuższej przerwie. Naprawdę nie łatwo było mi zabrać się aby tu cokolwiek napisać. To wszystko tak cholernie boli, z każdym dniem bardziej.

To już praktycznie miesiąc jak mojego skarbu nie ma z nami. Długi miesiąc...

Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj go tuliłam.

Tego feralnego dnia w sumie od rana nic nie zapowiadało, że będzie on miał dla nas tak fatalny koniec.

Po mimo, że wieczór wcześniej mieliśmy kolejny kryzys. Filipek zaczął źle saturować i wzrosła nam akcja serduszka, tak po podaniu leków, fakt, bo dłuższym czasie ale się unormowało. Potem na następny dzień Filipek dość fajnie oddychał. Problemy zaczęły się po południu ale jeszcze bez jakiegoś dramatu.

Filipek oczywiście był już cały czas pod tlenem. Każdy ruch powodował, że zaczynała spadać nam saturacja i rosnąc akcja serca. Tak więc gdzieś 3 dni przed feralnym piątkiem, poprosiliśmy o zacewnikowanie go, bo każda zmiana pieluszki powodowała jakieś anomalia. Już go nawet nie ubierałam, bo jak zdarzyło mu się przesikać to przebranie go, też był było dla mnie horrorem. I tak ostatnie dni, mój biedulek leżał sobie przykryty tylko kołderką, z sondą w nosku, cewnikiem i pieluszką. Taki był biedny a jednak walczył.

Gdzieś ok 2 w nocy z czwartku na piątek po raz kolejny zaczęło się źle dziać. Nagle nastąpił bezdech. Dostał leki i po krótkiej chwili zrobił głęboki wdech i wrócił do nas ale już słabiutko saturował. Czułam, że odchodzi. Wtedy poprosiłam go aby już dał spokój, aby przestał walczyć, że udowodnił nam jaki jest dzielny, że dla mnie zawsze pozostanie bohaterem ale już nadszedł czas aby odpoczął. Powiedziałam, że już dość. Dość się namęczył... To było tak cholernie ciężkie. Potem położyłam się koło niego, głaskałam go, całowałam i.... Filip nas wszystkich uśpił. Zawsze było tak, że któreś z nas przy nim czuwało. We wtorek przyjechała do nas moja siostrzenica a chrzestna Filipka. Byliśmy więc w trójkę i wszyscy zasnęliśmy. Obudził mnie mąż i wskazał palcem na pulsoksymetr a tam już było wszystko wyzerowane. Pielęgniarki podawały mu jeszcze leki ale już nie wrócił do nas. Odszedł po cichutku. Mój najdroższy synek, zasnął na zawsze.

Walczył dzielnie do samego końca.

W pewnym momencie jedna z sióstr powiedziała mi, że wygląda tak jakby Filipek jeszcze na kogoś czekał. Bo naprawdę ta jego determinacja była niesamowita. Pomyślałam sobie, czeka na Adasia ale bałam się go tam przywieść. Mój mąż stwierdził, że Filipek jak będzie chciał to znajdzie sposób aby pożegnać się z bratem. Miał racje. Filipek był u Adasia. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie ale ja wiem, że tak było. Adaś spał u dziadków. Obudził się o 5:15 przyszedł do nich do łóżka i powiedział, że coś mu się śniło ale on się nie boi, w ogóle się nie boi. Potem jeszcze zasnął a jak się obudził to non-stop mówił o Filipku. Niesamowite, prawda?

Nie wiem jak przeżyłam pogrzeb. Nie ma nic gorszego dla matki.

Każdy dzień to męka. Tęsknota jest tak ogromna, że aż rozdziera gdzieś od środka. Ból ogromny.

Już nigdy go nie zobaczę, nie poczuję, nie usłyszę: mamusiu kocham cię, jestem cały twój.

Kto tego nie przeżył, choćby nie wiem jak się starał, to nie zrozumie. Tłumaczę sobie, że jest mu teraz lepiej, że skacze sobie po chmurkach w doborowym towarzystwie bo przecież ma tam dużo kolegów i koleżanek. bawi się swoimi ulubionymi autkami, tygryskiem. wszystko to dostał na ostatnią drogę. Dostał też podusię z tygryskiem, którą dostał od kogoś z was.

Przeszłam szkołę życia ale Filipek też dużo mnie nauczył. To ja uczyłam się od niego a nie odwrotnie.

Bardzo mi go brakuje. Tylko dzięki dzieciom jakoś funkcjonuje. Przed nami chyba najtrudniejszy okres. Święta a zaraz po nich 4 stycznia urodziny Filipka.

Jak to wszystko przeżyć?