Niestety w czwartek wylądowaliśmy jednak w szpitalu. Na miejscu okazało się, że Filipek jest już nawet troszkę odwodniony. Na oddziale wymioty nie pojawiły się już ale za to od soboty do niedzieli męczyła go biegunka. Do tego w badaniach przy przyjęciu wyszło, że mamy tylko 1,5 tyś. leukocytów które za żadne skarby nie chcą nam wzrosnąć. Myślałam, że w poniedziałek puszczą nas do domu ale nie było tak dobrze. We wtorek okazało się, że mamy tylko 6 tyś. płytek, czyli musieliśmy się "toczyć" i te nieszczęsne leukocyty nadal stały w miejscu. Dziś nas nie pobierali i tak po ciuchu się łudzę, iż jutro uda nam się w końcu wyjść do domu.
Filipek dziś przeżył traumę, bo miał ściągane szewki. Boże jak on płakał. Dwóch lekarzy go trzymało, pielęgniarka i ja. Co te dziecko musi przechodzić...
Zagladam i zagladam....czytam....i co tu napisać? Trzymam, kciukam, myslę.... jakbym mogła coś wiecej to pisz. Śmiało.
OdpowiedzUsuń