czwartek, 25 sierpnia 2011

IV kurs chemii

No i mamy za sobą ostatni kurs chemii.
 Filipek zniósł ją jak wszystkie pozostałe. Jedynie w dzien po, spadła mu hemoglobina i miał przetaczaną krew. nazajutrz tj we wtorek wyszlismy do domu. W czwartek mamy kontrolna morfologię a 31 sierpnia wracamy do szpitala na rezonans i obym potem miała dobre wieści.
Następny etap leczenia to radioterapia.

Patrze na to moje szczęście i płakać mi się chce. Staram się być twarda ale ostatni w ogóle mi się to nie udaje. Filipek zawsze był szczuplutki ale teraz jak na niego patrze to serce mi pęka. Niby nie poleciał aż tak drastycznie z wagi ale ja widzę po nim ta przeklęta chorobę. Pewnie brak włosów też robi swoje.
Dobrze, że zachowuje się normalnie. Bawi się, wygłupia. Ma chwilę, że marudzi ale on zawsze taki był.
Na dworze dziś był taki upał, że nosa nie wytknęliśmy z domu. Dobrze, że choć po Emilkę podjechali dziadkowie i wzięli ja na spacer.
Za to wczoraj przeżyłam chwile grozy. Po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy do dziadków po resztę ekipy. Późniejszym popołudniem wyszliśmy z nimi na dwór. Emi jeździła na rowerze a ci ganiali za nią. Szłam w ich stronę aby ich uspokoić ale nie zdążyłam. W pewnym momencie Filip nagle znalazł się przed rowerem Emi, ta w niego wjechała ten się wywrócił. Całe kolano i łokieć poharatany a na głowie guz, dobrze że po przeciwnej stronie niż rana. Filipek płakał okropnie. ja miałam moralniaka, że nie dopilnowałam. Dobrze, że nic powazniejszego się nie stało.


1 komentarz:

  1. Aga, trzymaj się dzielnie. Myślę o Was intensywnie, trzymam kciuki i pamiętam w modlitwie.

    OdpowiedzUsuń